Thursday, May 2, 2024

Wielka Księga Samotności (piosenka)

Wielka Księga Samotności 

Wyjrzałem przez okno, przyjrzałem się nicości
To tylko rozdział Wielkiej Księgi Samotności

Wyszedłem na spacer, posmakować obcości
Czytam kolejny fragment z Księgi Samotności

Spojrzałem w niebo pragnąc trochę litości
Ujrzałem pusty błękit bez śladu obecności

Jeśli gdzieś jesteś w Boskiej Twej Doskonałości
Nikt Ci nie dorówna, jesteś Bogiem Samotności


Ref:
W Wielkiej Księdze Samotności tylko czyste kartki
Samotne białe strony co w stos są ułożone
Miałkie oddzielone życia, te nas nie przenikają
My daleko zaś od siebie a tak pragnę poznać Ciebie!


Jednak w Wielkiej Księdze są tylko puste kartki
Samotne, smętne strony na stosie rozrzucone
Odseparowane te życia, piętna nie odciskają 
Po ich śmierci powidoki tylko blade zostają


Zakupiłem parę gramów znowu czystej radości
Nowy piszę  rozdział Wielkiej Księgi Samotności

Pragnę tylko Twej O Pani posmakować bliskości
Bowiem znam na pamięć Wielką Księgę Samotności

Zaś my wszyscy łakniemy jedynie miłości
Nie chcemy czytać wersów z Księgi Samotności

Na Ciebie czekam O Pani miękkiej słodkości
Przyjdź, do snu nie czytamy, ale blisko się poznamy

Ref:
A w Księdze Samotności ciągle kartki te same 
Sieroce białe strony są na sobie położone
Pojedyncze życia puste, nie warte spisania
Pogubiłem sam siebie, jak znaleźć mogę Ciebie?

W Samotnej Księdze odczytam jedyne ważne treści
Żałosne to, zmięte strony, wielokrotnie już gubione 
Nieparzyści jak ja może też do par się pododają
Krzyczę, wołam Ciebie, usłyszmy wreszcie siebie!

Ciebie sobie wymarzyłem i Ciebie wzywałem
Wyciskałem sok ze snów, atrament szykowałem
Najpierw Cię wymyśliłem a potem napisałem
Każdy wers, każdą strofę na brylant szlifowałem
Tęskniłem przez dnie całe i nie spałem nic w noce
Aż nagle Cię znalazłem, pewnej nocy pod kocem
Całkiem inna prawdziwa od tej wyobrażonej
Gorąca żywa jest tak mocno, że otwieram nocą okno

Ref:
Najpierw z paszczy wydarłem z Księgi Samotności
I adoptowałem strony, wszystko mam zapełnione
Cel obrany na drogi, co znienacka się przecięły!
Słowa deszczem lunęły i do Ciebie popłynęły!

W Wielkiej Księdze nie znajdziesz ni jednej pustej kartki
Nowo zapisane strony w zwartą treść są wypełnione
Nasze rozdzielone życia są nareszcie splątane
Przyciągasz mnie do Siebie, z całych sił tulę Ciebie!


Monday, April 29, 2024

Brat mi kto całował świt czerwony

Z bólu jest bratem mi każdy zrodzony

Pęknięty, rozdarty, w pół podzielony

Zawsze spóźniony, nigdy na czas

Dla mnie jest bratem każdy z was

Zagrajcie znowu szare smutku tony

Ich zapowiedzią był ten świt czerwony

Grajcie na deszczu płynących kroplach

Szepczących cichutko do szyby okna

Pieszczących lekko, niewinnie kwiatki

Głaszczących miękko, wodą między płatki

Krajobraz właśnie kocha się z deszczem

Prosi i błaga, jeszcze, jeszcze, jeszcze 

Wicher sukienki zdarł z niego chmury

A ten się spłonił w kolor szary, bury

Deszczu przenikają, przeszywają dreszcze

Mokry dzień, mokre sny, mokre siwe mury



A zamiast serca czarna dziura 

Żołądek Ściska strach cęgami 

Splątana myśli w głowie chmura

Oj bracia kiepsko chyba z nami

Pamiętam, widziałem niebieski świat

Kołysał łagodnie w błękitnej toni 

Tulił do snu, szemrał, szeptał bajki

Nonsens i bezsens, to szach i mat

Sztorm powywracał, potopił łódki

Na niebie znów płonie świt czerwony 



Dla mnie jest siostrą, każda skrzywdzona

Friday, April 26, 2024

Mówimy

Kiedy mówimy o miłości

Mówimy o wieczności 

I gdy o śmierci mówimy

O przemijaniu

Słońcu tonącym dostojnie w morzu

Latarniach co świecą wieczorem

I co gasną rano

Szczupłe, wysokie królowe nocy

Czułe nieraz tulone w tańcu pijanym


Kolorowe motyle dziewczyn odleciały 

Osiadły w klubach barw pierzyną 

Feerią, fontanną, szarańczy rojem

Słowo takim dawane, złamane

A jednak wciąż na nowo przysięgam

A jednak niezmiennie

Miłość, Wieczność i Śmierć 

Święta Trójca

O niej rozmowa tylko poważna

Nawet kiedy głupio, odważnie

Bezmyślnie, bezradnie, bezczelnie 

Żartujemy


Thursday, April 25, 2024

Entropia


Zużywamy się...

Stare cegły w starym zamku 

Jak asfalt

Najpierw gładki i lśniący 

Potem popękany, zblakły

Blakniemy farbą na ścianie

Blakną nasze wspomnienia 

Dawne historie już minęły

Niestety!

Dawni bohaterowie

Płowieje stara krew

Deszcz wymył kurz

Czas zmył niegdysiejszą radość

Nienawiść zwiędła

Liście więdną 

Beznamiętnie leży martwa namiętność

A kiedyś od niej płonął cały świat 

Popioły zostały i zgliszcza

I je zresztą rozwieje wiatr

Entropia, kurwa!

Jedyna ona mieszka 

W gnieździe wieczności


Proch 

Dawno minęły czasy dawne 

Odleciały ptaki





Monday, March 18, 2024

Urodzony Morderca

Urodzony Morderca 


Pamiętam, gdy byłem małym chłopcem

Biały motylek latał po łące

A ja wyrwałem mu skrzydełka

By z fascynacją potem zerkać

Gdy ten się czołgał po chodniku

Zakosztowałem euforii łyku

Płakałem potem wieczór cały

Bo już nie fruwał motyl biały

Bo czułem winę i obrzydzenie

Za euforyczne tamto spełnienie

Pamiętam, była w akwarium rybka

Nie była rybka dla mnie zbyt szybka

Schwyciłem w małą ją swoją rączkę

Obraz chłonęły me oczka grząskie

Patrzyłem prosto w rybie skrzela

Gdy te trzepały, gdy ta umiera

Śmierci patrzyłem prosto w oczy

Znów otulony w euforii kocyk

Nie wiem dlaczego to zrobiłem

Nie wiem dlaczego rybkę zabiłem

Skąd to łaknienie na cierpienie?

Do dziś obite mam sumienie

A później znowu z żalu płakałem

Martwym ogonkiem rybki ruszałem

Ciągle pamiętam kolor czerwony

I suchość w ustach i w głowie dzwony

Krew co pędziła warto przez żyły

I winy posmak słodki i miły

Gdzieś w środku ciągle mam tą ciemność

Cień długi rzuca na codzienność

Ciągle mi chyba ból smakuje

A płynny ołów w głowie wiruje

Dziś raczej sobie krzywdę robię

Zniszczenia szukam w sobie, w sobie!

Gdy tylko zerkam w taflę lusterka

A w środku wyrwa, dziura wielka

Rana a w ranie zaszyta pustka

Jakby wyrwana górna szóstka

Po zębie rana szarpana wielka

Więc zerkam z góry w taflę lusterka

Lek co schowany do sreberka

Ja, urodzony jestem morderca

Ja, bez współczucia, duszy, co serca

Dawno już bicia w piersi nie czuję

Może pomoże, że wciąż żałuję

Żalu sznur szyję ciasno ściska

Traktuj sumienie jak przeziębienie

Przyjmij lekarstwo, wylecz sumienie!

Duszę swą wydać na potępienie

Samozniszczenia zapach jest słodki

Lepszy niż dręczyć niewinne kotki

To jakby widzieć święty ogień

Który już włosy zajął na tobie

Niech jak ta mrówka w ogniu się spalę

I nie żałujcie mnie wszyscy wcale





Życzenie

Życzenie


Nie umieraj a tylko żyj! 

Cukier z ust Tych płynny pij! 

Niech Cię uniosą w szkwale

Wzburzone morza fale! 

Nie daj się więzić w banale

Miłuj w rozpalonym szale

Wiruj jak suknia w karnawale

Jaskółko burzy lataj wytrwale

W niebo gdzie zorzy świetliste fale

 I grawitacji nie daj się wcale!

Friday, February 23, 2024

Czas

Taki sam świat

Te same w szybie deszczu krople

Ten szary dzień

Ten sam krajobraz wiosną moknie

Te sam szkła 

Wódki kieliszki pełne, monitory

I ten sam świat

Ta sama mgła 

Dzień, miesiąc, rok

Krzyk duszy chorej


Nic się nie zmienia

W kosmosie wciąż się kręci ziemia

Ludzie się gubią 

I myślą wciąż że sensu nie ma

I ja na ciebie patrzę z perspektywy lat

Z góry mileniów czasu patrzy świat


I co dziś warte są wczorajsze śniegi

Gdzie dzisiaj leżą człowieczeństwa brzegi

Co znaczą czasy które już minęły

Gdzie wszyscy ci, co z czasem popłynęli


Sznury pokoleń, te dawne przekonania

Dziś już jesteśmy na szczycie przeżywania

Ważne że w sklepach jest wódka ciągle tania

To samo było, to jest i wciąż się kłania 

Copy ENABLE FOR MOBILE TEMPLATE