Sunday, December 3, 2023

Spowiedź Wariata

Spowiedź Wariata

Raz przyszedł do mnie poemat jeden
W wierszu ukryłem grzechów siedem
Pierwszy to pycha bo pewien byłem
Że mogę barwnym być motylem
Z kwiatka na kwiatek sobie latać
Zmartwieniom umknąć tego świata
Nie musisz głowy mieć ze złota
By wiedzieć, drugim jest głupota!
Nawet gdy pląsam tu radośnie
To zima musi przyjść po wiośnie
Za kołnierz dziarsko się chwyciłem
I stopy w bagno postawiłem
Że się wyciągnę wprost wierzyłem
Życiowe prawdy odrzuciłem
Tchórzostwo grzechem jest kolejnym
Bo rzeczywistość tkałem z wełny
Aby nie patrzeć prosto w lustro
Wtedy nie można przecież usnąć
Nie widzieć zmarszczek chcę na twarzy
Tylko na umór znowu marzyć
I zamiast spojrzeć w rzeczywistość
Zobaczyć chciałem w sumie wszystko
Ogarnąć świat umysłem cały
By ziarnkiem piasku stał się małym
Ukradłem z nieba święty ogień
Aby go podarować sobie
Pycha jest pierwszą niż upadek
Podłoga, stopa, głowa, zadek
Jeśli chcesz patrzeć dookoła
Jakoż ogarnąć teraz zdołasz
Gdzie jedno, drugie, trzecie, czwarte
Czy jawa prawdą jest, czy żartem
Gdy raz pofrunie myśl zbyt szybko
Da się pomylić goleń z łydką
I właśnie tak niepostrzeżenie
Wciągnąłem w swoje Cię marzenie
I to jest moim grzechem piątym
Że teraz płyniesz w wodach mątnych
Ale czyż Cię nie ostrzegałem?
Tak przecież zaczął się wiersz cały
A teraz nowa rozrywka trwa
Prawy to Ty a lewy to ja
Bo gdy wyciągam prawą rękę
Ty swoją lewą podajesz prędko
Ale ta lewa to twoja prawa
Na tym polega cała zabawa
Przed taflą srebrną znowu stawać
Własnym odbiciem się napawać
Zamiast próżności odpór dawać
Gdy z moją nie tak wszystko głową!
Wymyślić chciałem się na nowo
Ciebie do tego potrzebuję
Światło w źrenicach Twych maluję
Samocenę swą buduję
W gęste zapraszam Cię zarośla
A za drzewami łączka ośla!
To wszystko było oniryczne
I strumyk myśli w ziemi wyschnie
Co kryje się za tamtym liściem?
Motyl wyśniony zaraz wyśni!
Gdy raz postawię stopę, spadam
Kaskadą naprzód, wodospadem!
Grzmotem, brzęczącym słowem spadam
Kaskadą, za nią znów kaskada
Czy raz cię już nie ostrzegałem?
Tak właśnie czyta się wiersz ten cały!
Wymyślić pragnę świat na nowo!
A teraz trach o ścianę głową!
Ach! Bólu nie obiecywałem
Ale tak pisze się wiersz cały!
Czy teraz także ból ten czujesz?
Czy to pomoże, że żałuję?!
I że mnie tak jak Ciebie boli?
Trzeba smakować go powoli...
Gdy zamiast zauważyć Ciebie
Ciągle widziałem tylko siebie
Lecz ile już tych grzechów było?
Najgorszy, że zabiłem miłość!
Zabiłem miłość wiele razy
W głupiej pogoni do ekstazy
I nie widziałem słonko Ciebie
Chociaż mieliśmy tylko siebie
Kolejna stacja odhaczona!
I miłość w kiblu znów spuszczona!
Prawdziwa była, nie zmyślona
Chociaż w świątyni nie przyrzeczona
Ech, schodzić znowu wszystkie płoty!
Byliśmy jak bezdomne koty
Niczym dwie lewe rękawiczki
Jak ptak co ściga falę myśli
A jego także ściga fala
I się przelewa goryczy czara!
Dawajcie żółte mi papiery!
Tylko nie każcie znów być szczerym
Co raz się stało, to się stało
Nie będzie drugi raz bolało
To właśnie dziś Ci obiecuję
Ale obietnic nie żyruję
I już się wypełniła całość
Spełniłem choć bardzo cierpiałem
Copy ENABLE FOR MOBILE TEMPLATE