Saturday, December 16, 2023

Dajcie Nam Farby

Dajcie Nam Farby

Kiedyś świeciło tak światło księżyca
Bywało, blade barwi, policzki na blado Ty osobistym własnym swym paradoksem Wierszem liryką, muzą, ba poezją całą
Srebrzysty puder na twojej twarzy
Jak byś księżycu blask ten ukradła
Światło miesiąca myło bród ulicy
Platyną spływały więc całe dzielnice
Barwił, kolorował księżycowy błysk
Dziś nie przynosi już ferii kolorów
Kto z astronomii raz egzamin zdał Poznał tajemnice gwieździstego nieba
Nie pozostawiono wcale mu wyboru
Zostały tylko ścisłe, twarde obliczenia Sprawdzanie, przekształcanie wzorów
Na lądownika LEM mocnych stopach
Łapach koguta pana Twardowskiego
Człowiek tam przecież kiedyś lądował
Uniósł wysoko swoje głodne ego
Gdzie nad horyzont wschodzi Ziemia
Choć stamtąd błękit z tych najgłębszych, głęboki, Kolorów wcale bez poezji nie ma
Oddajcie Nam Farby
Dziwne, lecz świeciło tak światło księżyca
Że blade Ci barwiło policzki na blado
Ty swym prywatnym osobistym paradoksem
Wierszem liryką, muzą, ba poezją całą
Srebrzysty cukier puder na kochanej twarzy
Jak byś księżycowi blask calutki pożarła
Światło miesiąca myło bród muskało ulicy
Platyną spływały Warszawy wszystkie dzielnice
Przemalował wszystko wokół księżycowy pan
A przecież nie nosi wielu barw na palecie
Czerwone jest czarnym, czarne srebrnym a trzecie...
Takim stalowo zimnym resztę wykańczał ścian
Dziś nie przynosi miastom moim ferii barw
Bladej damy nocy zimny sierpowaty kształt
Kto z astronomii choć raz egzamin zdał
Poznał tajemnice gwieździstego nieba
Nie pozostawiono wcale mu wyboru
Zostały tylko ścisłe, twarde obliczenia
Sprawdzanie, przekształcanie wzorów
Na lądownika LEM mocnych stopach
Łapach koguta pana Twardowskiego
Człowiek tam przecież kiedyś lądował
Uniósł wysoko swoje kruche ego
Gdzie nad horyzont wschodzi Ziemia
Choć stamtąd błękit z tych najgłębszych,
głęboki, Kolorów wcale bez poezji nie ma

Lubię to!
Komentarz
Udostępnij

Trzynasty Grudnia

Trzynasty Grudnia
Tłuste, stalowe już się czołgi toczą
ZOMO z suk rzeką ciemną wypada
Wisielcem wiszą w niebie śmigłowce
Się z robotnikiem władza układa
W "Wujku" w kopalni strzały suche
Śmierci wizg przemknął hyżo nad uchem
Trzask jak kaszlnięcie, gwizd i świst Straszne posłanie niesie ten gwizd
Ugrzęźnie w piersi grad stalowy
Tak Partia toczy dzisiaj rozmowy
Już nie postulaty z żądaniami list
Jedynie ziemia tłusta od glizd
Upadnie górnik gromem trafiony
Zaległ jak szmata w bruk rzucony
Społem z kopalni koledzy padli
Z trwogi zamarli wszyscy, pobladli
I salwa płaczu gruchła głęboka
Po kulach kasków gapią się oka
Prosto na dziatki, żony i matki
Krwi skrzepłej rudej kleksy siatki
Trumny po grobach zlądowały
Blade że ślubów zdjęcia zostały
Łka tam za tatą w szkole Jaś mały
Na co dzisiejsze mu piedestały
Gdy w łóżko moczył się przez rok cały
A jego mamie włosy zbielały
Kapie płacz ciepły z oczu kroplami
Trwożne sny płyną pod gwiazdami
Śnią się wystrzały, gazy, petardy
Już nie trzymają górnicy gardy
Kraj jednym wściekłym gardłowym krzykiem
Gniewem i bólem, krwi, łez wężykiem
Zima zaległa nad zimną Polską
Kto by pomyślał, Polskie Wojsko!
Hańby do dzisiaj brud na sztandarze
Rygor rozkazu brudu nie zmarze
W krwi go jedynie da się wyprać
Oszczędź nam Boże, nadzieja nikła
Spadły szlabany gdzie koksowniki
Trwożne przed nimi ludzi strumyki
Blok Posty pieszych skontrolują
Wszyscy jak jeden strach gorzki żują
Milicyjne pałki, sumień, dłoni bicie
Bo po dziesiątej jeszcze chodzicie
Telefon zdechły, brak Teleranka
Po domach wielka trwa łapanka
Bury tłum stoi na przystankach
Ścieżki zdrowia darmo, dla na bunt chorych
Milicja stoi jak semafory
Śmierć nagła, krwawa choć uśpiona
W czarnych śpi lufach nie zbudzona
Drzemie z otwartym jednym okiem
Pod milicjanta czujnym więc wzrokiem
Kulisz się, wciskasz głowę w ramiona
Skórę masz szarą kameleona
Bo wkoło beton, świt wstał szary
Śnieg blady prószy na trotuary
Robotników Partia uczy pokory
Chory jest grudzień i świat jest chory
Tak z załogami władza się sprawia
Wierchuszka Partii i WRON rozmawia
Kiszczak, Siwicki, Jaruzelski, Urban
A po ich rękach płynie krew brudna
W zamian za luksus i apanaże
Jeszcze ich w piekle Pan Bóg skarze
Nie znali oni kary na ziemi
Bo nietykalni, nie osądzeni
Żyli w dostatku w wolnej już Polsce
Wypluj ze Swoich ich ust Ojcze
Górnicy zlegli w grudniowym boju
Niechże Ci śpią w wiecznym pokoju

Stanisław Miłkowski
Warszawa 13.12.2024
Copy ENABLE FOR MOBILE TEMPLATE