Blog na którym zamieszczam teksty przedstawiające świat z punktu widzenia racjonalisty... Racjonalisty o duszy poety ;-)
Monday, November 23, 2020
To Ja
Unieś Głowę!
A on tam błyska, od zawsze nas woła
Monday, November 9, 2020
Słowo dla Ciebie
Przyszedłem człowieku dać ci dobre słowo
Abyś znowu muru nie rozbijał głową
By Cię podnieść z grobu, odrodzić na nowo
Z krwi i cegieł pyłu otrzeć czoło, głowę
Leczyć ciężko chorych, bliźnić duszy rany
Na nowo pozszywać życia poszarpane
By podać Ci rękę, postawić na nogi
Podnieść gdy za ścierkę robisz do podłogi
Dam Ci własną siłę, ciężkie zdmuchnę smutki
Ukołyszę lepiej niż butelka wódki
Utulę Cię do snu, nadzieją wykarmię
Tą świętą komunią, wszystkie barwy czarne
Muśnięte jej blaskiem w kolory się zmienią
Barwny rój motyli, liść złoty jesienią
Myśli się zapienią - bąbelki w szampanie
Niby ptasie piórko leciutki się staniesz
W oka jedno mgnienie ulecisz pod chmury
Przenajczystszą ulgą wzniesiony do góry
Właśnie stamtąd widać wszystko jakby lepiej
A kiedy powrócisz, na nowo ulepię
Piękniejszym, pełniejszym uczynię człowiekiem
Z głębi chłodnych studni napoję mądrością
I chlebem nakarmię i życiem - miłością
Bowiem ten co kocha, zniesie trud i rany
Prosto w twarz się śmierci spojrzy roześmiany
To nie grawitacja, miłość wszechświat spaja
Rozrywa kajdany, wolnością upaja
Biała gołębica przegoni sokoła
Wzleci wyżej orła, ma skrzydła anioła
Ona potężniejsza nad wszystkie mocarze
Każde schodzisz buty, gdy w drogę rozkaże
Dojdziesz jeśli trzeba, hen do świata kraju
Znajdziesz co zgubiłeś, biednym porozdajesz
Ci nigdy nie tracą co miłością płacą
Co tylko wydane, świat na koniec zwraca
Ci zaś którzy karmią wszystkich nienawiścią
Udławią się gniewem, strachem i zawiścią
Sięgaj, gdzie wzrok nie sięga
Złam co nie złamie rozum
Płazią skorupę już na zawsze porzuć
Kiedy ktoś upadnie podnieś, rękę podaj
Zaś kiedy się dzielisz, nie odejmuj – dodaj
I nie unoś gardy a otwórz ramiona
Bo miłość nienawiść, strach i gniew pokona
I uwierz mi nie ma odwagi większej
Gdy ktoś nóż otworzy ty opuszczasz ręce
Kiedy się odważysz kochać nawet wroga
Podnieś wtedy głowę, ujrzysz uśmiech Boga
Czoło unieś śmiało, popatrz prosto w górę
Pudrowane blaskiem, srebrne przejrzyj chmury
Na niebie Bóg światłem ponaszywał gwiazdy
Na jednej swe imię wykute ma każdy
Raz dojrzysz to piękno, nie zapomnisz prędk
W pamięci wyryte nie uleci świtem
Do Ani
Do Ani
Grzmiącym wodospadem między ust wargi Twoje
Spadłem, rwącym strumieniem splotłem ciał obydwoje
Chłodną wodą spragnioną, chętną poiłem ziemię
Z Twych włosów oddechem czerpałem, czyste zapomnienie
Okruchem lodu zakłujesz gdzieś w środku, głęboko
Na siatkówce powidok słońcem Ty wypalony
Zawsze do mnie powrócisz, czyhasz aż zamknę oko
Gdy unieść już nie mogę powieki ciężkiej, zmęczonej
Wyrytą Cię zmarszczkami widzę w twarzy własnej
Świadectwo nieme uniesień, gniewu, troski, śmiechu
I czasem mam wrażenie że próbuję wytrwać
Od zmierzchu po brzask blady, przepłynąć ocean
Raz jeden zaczerpnąwszy jedynie oddechu
I jeśli nie mam ciebie na długość ramienia
Jestem znowu wolny, jestem znów samotny
Znów mogę oddychać swobodnie i znowu
Ciebie wypatruję cieniem cichym w oknie
Jesteś heroiną, wodą na pustyni
Puchową kołderką, ciepłym ogniem w zimie
Klątwą, męką, cierniem, piaskiem w oczy, kłodą
Pomocnym ramieniem, podstawioną nogą
Wywalonym językiem i mrugnięciem okiem
Wieczerzą Ostatnią, szczytem gór wysokim
Ja trawą, co się kłania wiatrom przeznaczenia
Pyłem u stóp Twoich, westchnieniem, milczeniem