Wspomnienie lata
Pod letnim błękitem warszawskiego nieba
Aż gęstym, żaru złotym strumieniem
Muśnięci bladymi cieni chmur strzępami
Twardo namiętnie wciskamy się w ziemię
Daleko od gwaru, zgiełku, smrodu miasta
W ogóle hen, od brzydkiego banału życia
Nawzajem jesteśmy w sobie znalezieni
Reszta gdzieś czeka, niewarta odkrycia
Powoli płynie Wisłą brudna woda
W trzcinach się lęgną, buszują komary
Krwią naszą własną dziś je nakarmimy
Miłość zawsze krwawej wymaga ofiary
Cała reszta prywatna, osobista, nasza
Nagości bezwstydnej swej nie oddamy
Na niebie już blady wstaje księżyc
My w siebie ciasno, zachłannie wtulamy
I muskamy lekko, nos o nos trzemy
Ciskamy krople śliny z pocałunków
Krzyk zrywa ciszę, senne budzi ptactwo
Hen, hen, daleko przeganiają lumpów
Moje źrenice całkiem gubią ostrość
Twoje oczy lekkiego fikołka zrobiły
Mogę swobodnie patrzeć Ci w myśli
I kochać, kochać, mocno z całej siły!
No comments:
Post a Comment