Monday, April 10, 2023

Jutrzenka

Jutrzenka

Czasem w moje myśli zaświeci jutrzenka
Szarobure chmury podmaluje złotem
Znowu wtedy marzę, znowu wtedy wierzę
Że możliwe dla mnie jeszcze jakieś potem
Gdzie mnie nadal czekają uniesienia góry
Wejdę na ich szczyty, i podejrzę chmury
Z strony drugiej, jasnej, nie spadnę z wysoka
Plecy wparte w granit, twarz wprost boskie oka
Znajdę byka siłę, orła mam odwagę
Z wanny szkła odłamków, poraniony, nagi
Krew niech sobie cieknie, rany się zagoją
A ciało odzieję w ze snów szyte zbroje
Pójdę gdzie bądź jeszcze, scalenia czar czeka
A kochanka ma przyjmie w się duszę kaleką
Wszystkie zliczy rany, blizny wycałuje
I jej za to w zamian ziemską oddam kulę
Zimą dam jej ciepło, wiosną polne kwiaty
Latem zaś ukradnę sadów drzew i krzaków
Owoce najsłodsze, świeże życia sokiem
Jesienią ustroję z brązowych, ze złotych
Drzew wysłanych listów, ich obietnic słowem
Że wszystkie kolory powrócą na nowo
Kolory co zbladły zwrócą się do świata
W suknię najpiękniejszą szytą przez wariata
Co to miłość, piękno, ulotne marzenia
Ceni ponad życie, co goni westchnienia
Wtulić we mnie głowę do bladego świtu
Do piątej nad ranem w szumie cichym beatów
Rozmawiać o wszystkim, rozmawiać o niczym
Czułość dawać wzajem, że drży kamienica
Ona musi natomiast znosić moje wady
A mam ich bez liku, bez żadnej przesady
Lecz potrafię kochać do słonej krwi, wiernie
Umrę gdy potrzeba, podstawię na ciernie
Cały pragnę, oddycham ptaszyno dla Ciebie
Oczy gwiazdy zamglone w czoła chmurnym żlebie
Kochanie dam za życie, życie za kochanie
Już nie chcę umierać, wolę ze światłem taniec
Ze światłem co promyk przyniosło nadziei
Teraz widzę już więcej nie czerni, lecz bieli
Ona tam wciąż czeka by chwycić ją mocno
I wspólnie oglądać świat przez jedno okno
Szyby czyste czy brudne, małe lub też duże
Światło tylko nasze, cała w nim się nurzasz
Patrzymy w kałuże, słońce głaszcze wodę
Promieniami dotyka, po burzy na zgodę
Zostało niespokojne odległe wspomnienie
Uleczone zranienie, zniszczone więzienie
Zerwane więzy zimne, złomki padłej kraty
Runęły mury, kokon pękł przed światem
Jestem wyzwolony, wzleciałem na chwilę
Znów kochania łaknę, przejdę każdą milę
Ona tam gdzieś czeka, pragnie by odnaleźć
Niech mnie tam poniosą przeznaczenia fale
Na pustym bezdrożu nie warto schnąć dalej

No comments:

Post a Comment

Copy ENABLE FOR MOBILE TEMPLATE