Kielich
Słoneczko nie świeci ni księżyc też
Z chmur szaroburych szary pada deszcz
Z lewej na prawą wiatr chmury gania
To Pan na niebie pisze równania
Skłębione, światłem przypudrowane
Nieoczywiste mówi kazania
Tylko wybrani są do odczytania
Słowa tak wzniosłe aż pęka bania
Czemu mi Boże czosnek poryłeś?
Czemu wrażliwym mnie uczyniłeś?
Czemu czytania mnie nauczyłeś?
Zabierz ten kielich, Ty go nie piłeś!
Piołunem czystym mnie napoiłeś
Na bicze głupców mnie wystawiłeś
Koronę z cierni mi nałożyłeś
Z pustki w istnienie skoczyć zmusiłeś
Krzyż na ramiona posadowiłeś
Zboczem Golgoty poprowadziłeś
Ja nie uniosę tego ciężaru
Daj mi skosztować choć z pucharu
Czystego wina kropel kilka
Nie każ barankiem być gdzie wilki
Zdejmij ten ciężar, bolą ramiona
Bądź blisko mnie, gdy syn Twój kona
Żegna ze światem się zepsutym
Bosego mnie Panie odziej w buty
Wyzwól od plucia i od wstydu
Pozwól mi spocząć z gwiezdnego pyłu
Z czystego światła w gnieździe uwitym
Nich pamiętają chociaż do świtu
No comments:
Post a Comment