Saturday, November 11, 2023

Deszcz

Deszcz


Deszcz opadł, lecz za późno dużo

Umarły wszystkie piękne drzewa

Brązowy jeż to z uschłych kości

Trel nie popłynie ptasiej radości

Słowiczek nie zaśpiewa 

Czy woda co spłynęła wartko

Grzechy, cierpienia, smutek zmyje?

Nie zdążył przecież ten deszcz słony

Ze wszystkim jestem zwykle spóźniony

I łapie strach za szyję!

Tak mocno chwyta, ściska, dławi!

A oczy w lustrze wytrzeszczone

Ja martwy sad ten przecież jestem

Zaciskam palce silnym gestem

W policzki wbijam dłonie

Deszcz co opływa teraz palce

Wstydu, win, strachu nie umyje

Wrzask cichy dudni w głowie całej

Tlen mi podajcie! Gdzie tlen?! Gdzie tlen?! 

Wciąż chwyta coś za szyję!

Ból szarpie, łupie, rwie i dusi!

Co wzmocni, przecież nie zabije

I tylko ciągle, przez cały czas

Zdradliwy w skroniach łupie mi bas

Krtań oplatają żmije

Brakuje tchu, powietrza dajcie!

Nie jesteś wcale już człowiekiem!

Słowem to było, może echem?

Albo odbitym sobą w lustrze

Szaleńca wybucham śmiechem

Już jest gotowy niebieski plecak

Już wszystkie rzeczy są spakowane

Tu pasażerów zawsze jest rzeka

A gdzieś na pasie samolot czeka

Zimny ptak siwym ranem

Chyba wystartujemy wreszcie 

Serce pulsuje krwi w głowie ryk!

A potem w obłoki szybki skok

Tam gdzie nie sięga najlepszy wzrok

To tylko w ciszy krzyk!

Spojrzenie obce ich nie przejży 

Miękko tłumią każdy wrogi głos

Cukrowej waty to są chmury

Co lekko pieszczą głodne wargi

I mocno jeżą włos!

Tak cicho, tak tu jest spokojnie

Czaszki ścian echo nie obija

Ścian tutaj przecież nie ma wcale

Mnie także wcale przecież nie ma

Od ścisku sina szyja...

Śmierć posiąść jak oblubienicę 

Los jest, gwarancja, przeznaczenie

Lecz jeszcze dzień żyć i kolejny

Tam cumulusy słodkiej wełny 

Wytrzymam, znam cierpienie

No comments:

Post a Comment

Copy ENABLE FOR MOBILE TEMPLATE